poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Zyg,zyg prosto prosto zyg zyg czyli houston mamy awarię.

Moja maszyna jest zepsuta, akurat wtedy kiedy najbardziej jej potrzebuję. Kiedy mam ją ustawioną na ścieg prosty szyje dobrze, ale kiedy ustawię ją na zygzak robi zyg,zyg prosto prosto zyg prosto i tak non stop. Dlatego mam apel do użytkowniczek Arki Radom może wiecie co dolega mojej maszynie i jak mogę ją naprawić?

O tym jak baptystka poszła ze święconką.

Już dawno nie pisałam dlatego że spadło na moją głowę wiele problemów, ale po kolei. Wyjaśnię skąd taki tytuł. Nigdy o tym nie pisałam na blogu, ale prawie cała moja rodzina ze mną włącznie jest innego wyznania. Nie wdając się w szczegóły wyjaśnię tylko że nigdy nie szłam ze święconką.
W tym roku udało mi się namówić M by przyjechał do mnie na święta, (M jest katolikiem) Nie chciałam kolejnych świąt Wielkanocnych spędzać samotnie. M miał przyjechać w piątek późnym wieczorem, co wiązało się z tym że musiałam koszyczek ze święconką przygotować sama.
Wiedziałam co nieco co powinno się znaleźć w naszym koszyczku -kiełbaska, chleb, jajko, babka, chrzan i baranek o tym wiedziałam na 100%. Jednak jaka to ma być kiełbaska , ile tego chleba włożyć, jajka powinny być ugotowane ale czy mogą być pomalowane, chrzan starty czy w kawałku? Pytania piętrzyły się przede mną . M nie będąc świadom mojej niewiedzy na początku powiedział że do koszyczka ma trafić to co się podaje na stół. Wszystko co podajemy ma trafić do koszyka? Na pewno? Zastanawiałam się drapiąc się pytająco po czuprynie. Cóż  innego mogłam zrobić po prostu  pytałam się sprzedawczyń które patrzyły na mnie jak na wariatkę. Bo stara, wielka baba a nie wiec co do koszyczka włożyć, a i każda mówiła co innego. Jedna powiedziała mi że powinnam włożyć ocet .Ocet ?? Jednak nic mnie nie zraziło, byłam taka szczęśliwa że M przyjeżdża i że idziemy do kościoła razem.  Jarałam się całą sytuacją jak dziecko. W sobotę cała nasza rodzinka poszła do kościoła. . M zachowywał się wspaniale z cierpliwością tłumaczył mi co, kiedy i jak. Spodziewałam się nabożeństwa itd. a tu  zoonk trwało to zaledwie 10 minut. Ksiądz kazał podnieść koszyki do góry i pokropił nas i koszyk wodą i powiedział że mamy wyjść tylnim wyjściem. I to tyle nawet M był w szoku że tak krótko. Na nabożeństwie się zawiodłam, ale nie na całych świętach spędziliśmy je bardzo miło i rodzinnie pomimo śniegu na zewnątrz .